Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, jak wygląda moja relacja z moim smartfonem, aż do dnia, kiedy się zepsuł. Pojechałam do salonu T-Mobile, a uprzejma Pani przyjęła mój telefon na gwarancję, informując, że naprawa może potrwać nawet kilka tygodni. Dała mi telefon zastępczy, archaiczny aparat marki Samsung, który nawet gdyby chciał, nie przypominał mojego ukochanego telefonu. Nie mogłam tego w tym momencie przewidzieć, ale tego dnia rozpoczął się mój przymusowy detoks cyfrowy, który trwał 7 tygodni. A wnioski, do jakich doszłam po tym czasie, totalnie zmieniły sposób, w jaki patrzę na urządzenia cyfrowe.
Jest poranek. Parzę kawę, siadam do biurka, włączam komputer, zaczynam pracować. Kilka minut później moja ręka bezwiednie sięga po telefon. Tylko że zamiast mojego telefonu, sięga po archaiczne urządzenie. Sytuacja powtarza się 10-15 razy w ciągu kolejnej godziny. Nagle do mnie dociera. Boże!!! Jestem uzależniona. Kiedy sięgałam z sukcesem po swój telefon, to co tam znajdowałam, zabijało moją uważność. Dlatego nie dostrzegałam tego, jak często przerywam sobie pracę tylko po to, by sprawdzić… Facebooka i maila.
O zgrozo! Nagle, kiedy podarowany mi został metalowy potwór, którego nie chciało mi się nawet wyposażać w aplikacje do maila, mój telefon – jak w dawnych czasach, miał już tylko jedną funkcję – dzwonienie. Co za dziwne uczucie. Mądrzy ludzie mówią, że trzeba sobie coś uświadomić, żeby to zmienić. Ja nie byłam świadoma tego, jak często sięgam po telefon. A robiłam to maniakalnie często. Po co? To pytanie nie dawało mi spokoju i postanowiłam sobie na nie odpowiedzieć, choćby po trupach. 7 tygodni detoksu od telefonu dały mi więcej, niż mogłam sobie wyobrazić. Później Ci o tym opowiem. A kiedy odzyskałam swój telefon, uznałam, że czas uważniej przyjrzeć się temu, co i kiedy robię. I zaczęłam dostrzegać schematy.
Wyciągam telefon, kiedy jest krótka przerwa od czegoś.
Na przykład kiedy stoję i czekam na windę. Zabijam nudę w kolejce do kasy w sklepie. Takie mikromomenty. Nie umiem chwilę nic nie robić. To odrobinę przerażające – pomyślałam sobie. A potem natknęłam się na książkę Cala Newporta, który mówi, że ludzkość XXI wieku ma potężny problem z byciem w samotności. I nie mówimy tu o byciu samotnym w życiu. Tylko o tym, żeby przez kilka minut nie próbować zabić nudy. Kilka dni temu doświadczyłam tego ponownie. Przyszłam do fryzjera, który w izolacji ma wyjątkowo restrykcyjne zasady. Torebka do pojemnika. Nie wolno wyciągać telefonu. W pewnym momencie moja fryzjerka poszła zjeść drugie śniadanie, a ja na 20 min zostałam w bezruchu na fotelu sama. Pierwsza myśl? Gdzie jest mój telefon. Oh wait! Nie mogę go wyciągnąć. I tak sobie siedziałam, sama ze sobą, przez 20 minut. Ciekawe doświadczenie.
Wyciągam telefon, kiedy jest mi źle.
Jako osoba wysoko wrażliwa mam deficyt serotoniny (hormonu szczęścia). WWO mają tendencje do popadania w uzależnienia od przyjemności, które poprawiają humor. Na zły humor dobra jest czekolada, kieliszek wina i… telefon. Naukowcy udowodnili, że telefon daje nam te same doznania, które dałaby nam gra w jednorękiego bandytę w kasynie. Są i tacy, którzy twierdzą, że telefon to tak samo zły nałóg jak nikotyna. I myślę, że w kwestii naszego zdrowia mentalnego nie mylą się bardzo. Strategia poprawiania sobie humoru wchodzeniem na Instagrama może mieć też drugi koniec. Kiedy oglądamy zdjęcia znajomych czy celebrytów, a te zamiast podnieść nam nastrój, obniżają go jeszcze mocniej. Każdy z nas ma potrzebę porównywania się i jest ona zupełnie normalna. Prostsze było jednak porównywanie się do sąsiadki z osiedla, którą spotykaliśmy w latach 90. w warzywniaku, od porównywania do tysięcy, milionów osób, budujących w social media swój idealny wizerunek. Można złapać kompleksy.
Wyciągam telefon, kiedy pracuję nad czymś trudnym.
W trakcie moich obserwacji przekonałam się także, że mam problem z pracą głęboką. Cały czas sobie sama przerywam lub używam jako wymówki od pracy faktu, że ktoś dzwoni czy pisze. Zadałam sobie pytanie: Kiedy ostatni raz pracowałaś przy komputerze 60-120 min bez przerwania, choćby raz, tego co robisz. Odpowiedź chyba Cię nie zaskoczy… Nie pamiętam! Chyba dość dawno temu.
W jaki sposób zajmujemy możliwie najwięcej twojego czasu i świadomej uwagi? Wykorzystaliśmy słaby punkt ludzkiej psychologii. Dajemy ci działeczkę dopaminy.
Sean Parker – były dyrektor zarządzający i członek rady nadzorczej Facebooka
To jednak nie był koniec moich obserwacji. Bo poza sobą, zaczęłam się przyglądać innym. Szczególnie mocno zapadła mi w pamięć rodzina w Energylandii w kolejce na Energusia (rollercoster). Mama i tata stali w kolejce wgapieni w swoje telefony, a ich dzieci próbowały robić co mogły, by zwrócić uwagę swoich rodziców na siebie. Wieszały się na nich, krzyczały. Rodzice stali niewzruszenie, dalej ciężko zatopieni w cyfrowej rzeczywistości. Zadałam sobie wtedy pytanie. Czy tak wygląda rodzinny czas? Czy te dzieci mają przekonanie, że ich rodzice traktują je jak priorytet? „Trudne sprawy” – odcinek 1872.
Moje obserwacje trwają do dziś.
Nie mogę nadziwić się, jak często widzę ludzi w restauracjach patrzących nie na siebie, a wpatrzonych w ekrany. Albo mamy, które na placu zabaw nie reagują na wołanie dziecka, bo są zajęte przeglądaniem Facebooka. Najsmutniejsze jest jednak nie to, jak często i gdzie korzystamy z naszych telefonów, ale to, że robiąc to, tracimy najcenniejszą na świecie walutę – nasz czas, cenne minuty, godziny naszego życia. Doba nie jest z gumy. Ma tylko 24 godziny. Jeśli odejmiesz od niej 8 godzin na pracę i 8 godzin snu, zostaje już tylko 8 godzin. Kiedyś te osiem godzin poświęcaliśmy na życie, swoje pasje, czas z rodziną. Dziś, w zależności od badań, mówi się o tym, że spędzamy przed ekranami smartfonów pomiędzy 2,5 do 4 godzin dziennie. I ta liczba cały czas rośnie.
Najbardziej zaskakujące doświadczenie w trakcie mojego detoksu to poczucie, że odzyskuję swoje życie na nowo. Nagle zaczęłam być uważna, skupiona, byłam tu i teraz z ludźmi i sobą. Czułam się doskonale i w pewnym momencie miałam nawet taką myśl, czy w ogóle wracać do starych nawyków. Jestem chyba jedną z tych osób, która romantyzuje życie w drewnianym domku bez internetu, blisko natury. Problem jest jednak taki, że moja zawodowa praca jest zależna od tego, że jestem w kontakcie ze światem i ludźmi. I opcja niewracania do smartfona po prostu nie wchodziła w grę. Dlatego postanowiłam wprowadzić kilka bardzo ważnych zmian do swojego życia cyfrowego. I właśnie te zmiany nazywam detoksem cyfrowym.
Jak wprowadzić detoks cyfrowy?
Dla mnie krokiem numer jeden było przyjrzenie się temu, jak korzystam ze swojego telefonu. Pomogły mi w tym aplikacje do śledzenia czasu spędzanego na telefonie. Zarówno na systemie Android jak i iOS są dostępne narzędzia do mierzenia naszej aktywności mobilnej. Możesz też skorzystać z aplikacji zewnętrznych, takich jak Rescue Time czy Moment, Quality Time. Następnie, przyglądając się wynikom, szybko uzmysłowiłam sobie, które z aplikacji zjadają najwięcej mojego czasu, i z tych w pierwszej kolejności uczyłam się korzystać mniej lub drastycznie usuwałam je w ogóle ze swojego telefonu. Od ponad 2 lat jedną z aplikacji, którą usuwam ze swojego telefonu regularnie, jest Facebook. Moim zadaniem, jak to się robi w przypadku diety, było usunięcie z mojego „telefonowego” menu wszystkiego, co zbędne.
Krok drugi to zminimalizowanie kontaktu z telefonem w najważniejszych dla mnie momentach dnia, czyli rano i wieczorem. Dotychczas telefon był pierwszym urządzeniem, którego dotykałam zaraz po przebudzeniu, i ostatnią rzeczą, na którą patrzyłam przed snem. Co gorsza, potrafiłam się budzić w nocy, by sprawdzić, czy ktoś do mnie nie napisał. Totalne szaleństwo. Każdy dzień chcę rozpocząć i zakończyć na moich zasadach, ze sobą. Nie polecam usypiania po tym, jak przejrzało się wszystkie zdjęcia koleżanek czy kolegów z urlopu na Bali. Pomijam już wpływ światła z ekranów mobilnych na moje pobudzenie się w nocy, które nie raz, nie dwa, nie dawało mi spać w nocy, bo mój mózg myślał, że jest środek dnia.
Krok trzeci był trudny, ale niezwykle skuteczny. Tak często jak mogę, rozstaję się z moim telefonem. Dla przykładu: kiedy idę spać, odkładam telefon na parapet w salonie, który jest najdalszym miejscem (nie żartuję) od mojej sypialni. Dystans! Nie wiem, czy wiesz, ale telefon komórkowy jest jedyną rzeczą, która według badań jest 24 godziny na dobę nie dalej niż jeden metr od nas. Trochę przerażające, co? Dotykamy naszych telefonów częściej niż naszych bliskich. Kiedy wychodzę na spacer, jadę z moim synem na hulajnogi, komórka zostaje w domu albo w aucie. W ten sposób nie kusi mnie, by go ciągle używać.
Ostatni krok to prawdziwy detoks.
Raz na kilka, kilkanaście dni wyłączam telefon wieczorem, chowam go do szuflady i robię sobie prawdziwy dzień odwyku. Najczęściej robię to w weekend lub w dni urlopowe. Wtedy jest prościej w kontekście zawodowym. Robię to w sposób zaplanowany i komunikuję moim współpracownikom i rodzinie, że nie będzie ze mną tego dnia kontaktu. Aby dołożyć pikanterii – tego dnia nie włączam komputera, nie odbieram żadnych wiadomości. Jestem ze sobą i rodziną. Moi znajomi, Manuela i Szymon Rączka, mieszkający w Szwecji, którzy także praktykują ten rytuał, nazywają go dniem wewnętrznym. Bo tego dnia nastawiamy się na słuchanie siebie, nie odbiór sygnałów z zewnątrz.
Znak naszych czasów
Dzisiejsze serwisy społecznościowe są projektowane tak, byśmy spędzali w nich jak najwięcej czasu. Im więcej przeglądamy treści na jakiejś platformie, tym więcej pokazywanych jest nam reklam, co tym samym nabija kieszenie właścicieli tych serwisów. Potrzebny nam umiar i świadomość narzędzi, z jakich korzystamy. Wiele razy słyszałam porównanie, że noszenie telefonu w kieszeni czy torebce, to jak posiadanie w bezpośrednim dostępie paczki cukierków, które jemy tak często, jak mamy na to ochotę. Czy jest to przyjemne? Zapewne! Czy jest dla nas dobre i zdrowe? Nie sądzę. Dlatego marzę, by z przekazem detoksu cyfrowego dotrzeć do jak największej rzeszy użytkowników smartfonów, byśmy wszyscy bardziej świadomie korzystali z dobrodziejstw tej technologii, jednocześnie nie zatracając sensu tego, po co jesteśmy na tym świecie. A mam nadzieję, że tym sensem nie jest przeglądanie Facebooka.
Polecam „Obserwuj nas” sezon 2, odcinek 1 pt. „Uzależniony od technologii” na platformie Netflix.