Przez większość mojego życia pędziłam. Pędziłam za ludźmi, za pracą, za kasą, za kolejnymi marzeniami do zrealizowania. Bywały takie miesiące, pod których koniec docierało do mnie, że nie miałam nawet połowy dnia wolnego (nie, nie żartuję…). Ten stan przerywał regularny, cokwartalny cykl chorobowy. Najczęściej do łóżka kładłam się z zapaleniem zatok. Każda choroba wywoływała we mnie złość, wściekłość, czasem nawet furię. Powodowała ona, że musiałam wcisnąć na kilka dni przycisk STOP. A ja żyłam jak rozpędzona do czerwoności lokomotywa, która, kiedy wciśnie hamulec, może się wykoleić.

Potrzebowałam bardzo dużo czasu, żeby dotarło do mnie co, oznaczały moje cykle chorobowe i jaka była ich rola w moim życiu. Moja głowa nie umiała puścić. Żyła w ciągłym, nieustającym strumieniu zadań, myśli i celów do zrealizowania. Pochłaniały mnie one tak bardzo, że niewiele spałam, niewiele robiłam dla siebie, nie dawałam sobie przestrzeni, żeby odpocząć, a wizja wzięcia głębszego oddechu usztywniała całe moje ciało.

Od dziecka jesteśmy uczeni szanować innych. To dla nas naturalne, że dbamy o innych najlepiej, jak tylko potrafimy. Nikt nas jednak nie nauczył dbać o siebie. Siebie ustawiamy w kolejce priorytetów życia na szarym końcu. „Jakoś sobie dam radę” czy: „Przyjdzie czas na mnie”, to takie pierwsze myśli, jakie przychodziły mi na myśl zawsze wtedy, kiedy robiłam coś, co pogwałcało moje potrzeby. A dokonałam na sobie takich gwałtów tysiące w swoim życiu. Kiedy Ci o tym piszę, od razu staje mi przed oczami konkretny dzień, który można by w moim życiu multiplikować dowolną ilość razy. Wstaję o 4 rano, by przygotować się do wyjazdu na szkolenie, które mam prowadzić od 8.00 w Krakowie (150 km od mojego miejsca zamieszkania). Wyjeżdżam przed 6 rano, jedząc na siłę śniadanie (bardziej z rozsądku niż z potrzeby chwili). 7.30 wjeżdżam do Krakowa, nerwowo szukam parkingu, na którym mogę zostawić auto w pobliżu rynku. 7.50 udaje mi się z sukcesem opuścić parking. Obładowana torbami ze sprzętem biegnę na jedną z krakowskich ulic, nie mam bladego pojęcia, gdzie jestem. 7.55 znajduję lokalizację. Rozkładam się szybko i punkt 8.00 zaczynam szkolenie. Do tego czasu moje ciało przeszło już małą traumę, ale kto jak nie ja? Lecę z koksem. O 10.00 pierwsza przerwa, nie miałam czasu znaleźć po drodze nic do jedzenia. Jestem w ciągu szkoleniowym, więc oczywiście dzień wcześniej też nic sobie nie przyszykowałam – z braku czasu. W przerwie jem jedyne to, co przygotował organizator, ciastka… o zgrozo. Lecimy dalej. O 13.00 zaczyna się przerwa obiadowa. Jesteśmy w prywatnym budynku. Przerwa trwa 30 min. Nie ma szans na wyjście poza strefę szkoleniową. W bufecie Pani, uśmiechając się do mnie serdecznie, oferuje mi bułkę z serem. Szkolenie kończę o 16.00. Kolejne 30 minut uczestnicy szkolenia zadają mi pytania. 16.30 wybiegam z budynku i lecę na parking. W myślach mam tylko jedno: „Chcę być już w domu!”. 16.45 wyjeżdżam z Krakowa. Staję na bramkach w korku, czekam na swoją kolej 30 minut. W drodze zapominam już nawet, jak jestem głodna. Jedyna alternatywa na ciepły posiłek to stacja benzynowa. Do domu docieram o 19.00. Zdążę jeszcze położyć do spania mojego syna i dać mu buziaka na dobranoc.

Kiedy żyjesz w nieustającym pędzie, nie czujesz tego, co dzieje się dookoła Ciebie. A co jeszcze gorsze, nie masz w sobie uważności na to, co dzieje się w Tobie. W moim przypadku były dziesiątki symptomów skrajnego przemęczenia. Jednak, kiedy jesteś w napięciu, nie czujesz tak mocno bólu, nie czujesz, że jedziesz na przysłowiowych oparach. Zaczynasz to czuć dopiero, kiedy na moment „siadasz”. Dla wielu ludzi ten moment zatrzymania może być bardzo bolesny. Właśnie skończyłam czytać książkę o kobiecie, która przespała rok – ze zmęczenia. W dzisiejszym świecie ten koncept nie jest nawet odrobinę abstrakcyjny.

Aktualnie pracujemy więcej niż przeciętny Amerykanin w latach 50., jednak nie jesteśmy od niego bardziej produktywni. Kultura pracy, zwłaszcza ta korporacyjna, napełnia nas przekonaniem, że jesteśmy warci tyle, ile możemy sobą wypracować. Zdecydowana większość z nas, podłączona nieustająco do swoich laptopów i smartfonów, ma poczucie, że pracuje w trybie ostrego dyżuru. W każdym momencie możemy zostać wezwani. Jesteśmy więc w stanie ciągłej gotowości. Ta gotowość z perspektywy naszego zdrowia i ciała jest jednak bardzo niebezpieczna.

Nasz układ nerwowy operuje dwoma przeciwstawnymi układami. Pierwszy z nich ma nas chronić przed niebezpieczeństwem i odpowiedzialny jest za doświadczanie stresu. Jeśli jesteśmy w realnym zagrożeniu życia, nasza energia musi zostać skumulowana w partie ciała, które odpowiedzialne są za wykonanie skutecznej akcji: walka lub ucieczka. Aby to się mogło wydarzyć, w naszym organizmie zachodzi stan mobilizacji. Tysiące lat temu układ współczulny ratował niemal codziennie skórę naszym przodkom. Jednak my żyjemy w najbezpieczniejszych czasach w historii świata. Nieczęsto zdarza nam się, że goni nas tygrys. Realny strach w naszym życiu zastąpił lęk. Lęk przed zwolnieniem, utratą kogoś bliskiego, lęk przed szefem, porażką. I czy chcemy, czy nie, jesteśmy częściej, niż jest to potrzebne, w stanie uruchomienia całego naszego ciała do ucieczki. Tylko dziś nie mamy przed czym uciekać.

Opozycją do układu współczulnego jest reakcja przywspółczulna. To działania hamujące i kojące organizm. Dzięki temu nasz system nerwowy może wrócić do równowagi. Nasz organizm regeneruje się tylko kiedy działa w systemie przywspółczulnym. W takim stanie możemy odczuwać odprężenie, relaks, zadowolenie. Czujemy się bezpieczni.

Ale to nie wszystko. Nasz układ nerwowy uposażony jest w nerw błędny, który jest najdłuższym nerwem czaszkowym, a jego rozległość jest naprawdę imponująca. Nerw błędny zaczyna się w czaszce, biegnie wzdłuż szyi, przełyku, mija serce, płuca, żołądek, nadnercza i jelita. Stopień jego napięcia odzwierciedla się w naszym samopoczuciu. Im jest bardziej napięty, tym lepiej się czujemy. Jedną z najskuteczniejszych technik pracy z nerwem błędnym jest świadomy oddech. Praktyki takie jak joga, medytacja czy pranajama są dobrodziejstwem dla naszego ciała i układu nerwowego. Pobudzanie nerwu błędnego nie kończy się jednak tylko na oddechu. Śmiech wpływa na pobudzenie przepony, płuc i żołądka, co oczywiście napina nerw błędny jeszcze skuteczniej. Nawet takie aktywności jak śpiew czy mruczenie mogą przynieść pozytywne efekty – dzięki pobudzeniu przełyku połączonego z nerwem błędnym.

Umiejętność odpoczywania to kompetencja, którą trzeba nabyć. Nie wystarczy wyjść z założenia, że raz czy dwa razy do roku pojedziemy na urlop. To jakby wyjść z założenia, że wystarczy, że zjemy dwa razy do roku. Relaks jest taką samą potrzebą jak seks, potrzeba bliskości czy bezpieczeństwa. Bez umiejętności leniuchowania jesteśmy narażeni nie tylko na choroby, ale też na negatywne skutki stresu na poziomie emocjonalnym, życiowym. „Spokój niesie siłę” napisała w swojej książce „Uszanuj siebie” Patricia Spadaro. Od jakiegoś czasu, bez wstydu mówię o tym, że jestem leniwa i potrafię leniuchować, mimo iż znam doskonale konotację tego słowa w języku polskim. Negatywne skojarzenia ze słowem lenistwo projektuje się nam od dziecka. W swoim wierszu „Leń” Jan Brzechwa pisze: „Na tapczanie siedzi leń. Nic nie robi cały dzień…”. Nie jest więc popularne mówienie o sobie jako o leniu. Zwłaszcza kiedy przypomni się nam, że dla wielu ludzi słowo leń nasuwa skojarzenie „śmierdzący”. W moim słowniku lenistwo oznacza ratunek.

Dlaczego zatem tak bardzo nie chcemy odpoczywać? Myślę, że odpowiedź na to pytanie nie jest prosta, jednak podejmę się próby. Po pierwsze, jak już wspomniałam, oczekiwania społeczne idą w kierunku produktywności. Im więcej potrafię, im więcej zrobię, tym więcej znaczę. Coraz więcej młodych ludzi uzależnia swoje poczucie wartości właśnie od ilości przepracowanych godzin. Keep hustling to motto przewodnie tej idei. Sen jest dla słabych. Co ciekawe, miejsce kojarzące się nam z ogromną kreatywnością i innowacyjnością, czyli Dolina Krzemowa, właśnie się obudziła i dziś w Kalifornii największą wartością jest sen, a centra zen, medytacji i mindfulness przepełnione są pracownikami firm Google, Apple czy Facebooka.

Po drugie, nie traktujemy odpoczynku jako swojego priorytetu, a to w moim przekonaniu wynika z braku świadomości wpływu relaksu na nasze ciało i umysł. Często, dopóki nasz organizm nie odmówi nam posłuszeństwa, eksploatujemy go do granic wytrzymałości. A czasem nawet żyjemy na kredyt energetyczny. Jeszcze jeden Red Bull i kolejne 3 godziny będę mieć oczy jak pięć złotych. Kłopot w tym, że Red Bull nie ma magicznego działania i nie dodaje nam nowej energii, on ją skądś alokuje.

Po trzecie jednak, i w mojej ocenie najważniejsze, nie zwalniamy, bo właśnie wtedy tak naprawdę zaczynamy słyszeć wszystko, co w nas siedzi. A to wywołuje w nas ogromny lęk. Kiedy jestem smutna, ale zapracowana, moja głowa nie jest skupiona na nieprzyjemnej emocji, a na wykonywanym zadaniu. Kiedy się jednak zatrzymuję, jestem zmuszona ten smutek poczuć. Bycie tu i teraz odkrywa wszystkie karty. I tu w mojej ocenie jest pies pogrzebany. Przyznam Ci szczerze, że dla mnie właśnie w tym miejscu znalazłam największy obszar do pracy.

Aby móc naprawdę odpocząć, muszę czuć czego tak naprawdę w danym momencie potrzebuję. Muszę nawiązać kontakt z samą sobą. Jak pisze Anne Morrow Lindbergh: „Straciwszy kontakt ze sobą, nie jesteś w stanie nawiązać kontaktu z innymi”. Jesteśmy nauczeni poświęcenia dla innych. Dużo trudniej przychodzi nam poświęcenie się dla siebie i swoich potrzeb. W dzisiejszej kulturze to objaw egoizmu. Jednak nie jesteśmy w stanie dać innym prawdziwych siebie, jeśli sami siebie nie znamy. Uważne obserwowanie siebie, swojego ciała, emocji jest kluczem do wolności.

Jeśli czujesz, że chcesz tak naprawdę zgłębić przyczynę, dla której odpoczywanie czy leniuchowanie przychodzi Ci z trudem, zastosuj metodę „5 razy dlaczego”. Weź kartkę i długopis, a następnie napisz pierwsze blokujące przekonanie, jakie masz w związku z odpoczywaniem. Następnie zapytaj dlaczego? I zapisz odpowiedź. W kolejnych krokach powtarzaj proces. Zadawaj pytania dlaczego? do ostatnich odpowiedzi tak długo, aż wyczerpiesz możliwość pogłębiania.

Dla przykładu:

Nie lubię odpoczywać

DLACZEGO?

Ponieważ mam poczucie, że tracę czas.

DLACZEGO?

Bo kiedy robię dużo, czuję się lepiej.

DLACZEGO?

Bo nie jestem wystarczająco pewna siebie.

Jeśli czujesz już, jak ważny jest dla każdego z nas odpoczynek, pozostaje zadać sobie tylko pytanie, jak odpoczywać? Odpowiedź na to pytanie może się wydawać oczywista, ale taka nie jest. Odpoczywanie wcale nie oznacza nic nierobienia. W mojej ocenie, odpoczynek powinien zawierać dwa ważne składniki, odpowiadać na naszą prawdziwą wewnętrzną potrzebę (bez oceny i uruchomiania wewnętrznego krytyka) i opierać się na dobieraniu aktywności przeciwstawnych do tego, co robimy najczęściej w życiu zawodowym.

Jeśli, dla przykładu, dużo pracuję umysłowo w pozycji siedzącej, to świetną aktywnością będzie dla mnie lekka forma ruchowa lub totalnie odmóżdżająca aktywność mózgowa tj. jak oglądanie komedii. Jeśli pracuję aktywnie fizycznie, genialnie zregeneruję się leżąc na plaży, rozwiązując krzyżówkę czy grając w gry planszowe.

Mój drogi czytelniku, dość teorii. Czas przejść do praktyki. Tylko tak możesz zdobyć ważną kompetencję odpoczywania. Zanim się rozstaniemy, chcę Cię zostawić z kilkoma krótkimi radami mistrza sztuki odpoczynku. Niech będą dla Ciebie drogowskazem na drodze do świadomego lenistwa.

  1. Postaw swój odpoczynek i czas dla siebie na liście priorytetów. Zablokuj czas w swoim kalendarzu, poinformuj swoich bliskich o tym, czego potrzebujesz.
  2. Nie bój się mówić o swoich potrzebach, nie oceniaj swoich egoistycznych pobudek. Ty jesteś i masz być dla siebie najważniejszy.
  3. Leniuchuj tak często, jak to możliwe. Pamiętaj, że chwila odpoczynku może zdziałać cuda. 10 minut spokojnego oddychania, medytacji czy 20-minutowa drzemka przynoszą natychmiastową ulgę dla ciała i umysłu.
  4. Kiedy planujesz dłuższy wypoczynek, nie planuj każdej minuty i sekundy. Zmiana planów może Cię niepotrzebnie sfrustrować i zamiast odpoczywać, przełączysz swój organizm na system współczulny.
  5. Regeneracja jest najbardziej skuteczna bez rozpraszaczy. Idź na spacer do lasu bez telefonu. Kiedy idziesz na drzemkę, zostaw telefon w drugim pokoju. Nie spędzaj wolnych chwil z oczami wlepionymi w ekran telefonu. Nikogo nie wspiera, w trakcie relaksu, oglądanie zdjęć kolegi z fantastycznych wakacji.
  6. Nie bój się próbować nowych rzeczy. Aby uprawiać jogę, wystarczą dobre chęci i YouTube. Jeśli chcesz medytować, a nie wiesz jak zacząć, ściągnij aplikację, która Ci w tym pomoże (ja używam aplikacji Calm – jest płatna, ale znajdziesz z powodzeniem wiele darmowych aplikacji oraz medytacji prowadzonych na YouTube).
  7. Staraj się unikać alkoholu w trakcie czasu odpoczynku. Alkohol, jak wiele innych używek, nie jest drogą do odpoczynku, a ucieczką od bycia w kontakcie ze sobą.
  8. Stwórz sobie swoje miejsce do relaksu, które dobrze Ci się kojarzy i w którym czujesz się w pełni zrelaksowany.
  9. Obserwuj siebie bardzo uważnie. Co sprawia, że czujesz się odprężony, a co wywołuje w Tobie napięcia? Im lepiej znasz siebie, tym lepszy jest Twój odpoczynek.
  10. Bądź tu i teraz. Rozkoszuj się sztuką bezruchu. W kulturze zen jest takie powiedzenie: „Jeśli chcesz, by coś nie zostało odnalezione, jaka jest najlepsza kryjówka? Odpowiedź: Chwila obecna. Dlatego, że nikt w niej nie przebywa.”

Możesz też zapoznać się z moim e-bookiem „Odważ się odpoczywać”, dzięki któremu zrozumiesz jak duży wpływ na Twoje samopoczucie ma odpoczynek.

Zostawiam Cię z cytatem z doskonałej książki „Sztuka bezruchu” autorstwa Pico Iyer:

W epoce prędkości zacząłem dostrzegać, nie ma nic bardziej oszałamiającego niż zwolnienie tempa.

W epoce zakłóceń nie ma nic bardziej luksusowego niż skupienie uwagi.

W epoce ciągłego ruchu nie ma nic bardziej oszałamiającego niż siedzenie w miejscu.

Pico Iyer