Usiadłam na drewnianym pomoście. Zamoczyłam nogi w zimnej morskiej wodzie. Co chwilę nadpływały fale, oblewające moje stopy. W pewnym momencie obok mojej nogi pojawiło się stworzenie, które od kiedy pamiętam, zawsze mnie fascynowało. Zachwycona obserwowałam, jak ta piękna istota dryfuje, unosząc się z lekkością na morskiej fali. Meduza (bo o niej mowa) nie próbuje walczyć z oceanem. Porusza się z gracją, lekkością w wodzie, emanując spokojem. Tak jakby bezgranicznie ufała wszechświatu i była w niekończącej się harmonii ze swoim otoczeniem, nie oddaje swojej mocy. Ufa, że wszystko wkoło niej sprzyja jej przetrwaniu. Nie ma nic do ukrycia, jest przeźroczysta, transparentna ze światem. Jej zasobem jest wrażliwość. Moc czerpie ze swojego wnętrza. Mnie osobiście zachwyca jej wewnętrzne światło.

Za czym tak biegniesz?

Większość mojego życie byłam skupiona na tym, co poza mną. Żyłam w przekonaniu, że nowo kupiona rzecz, ucieczka w piękne miejsce lub inni ludzie sprawią, że będę się czuła lepiej, że będę szczęśliwsza. I nieustająco, jak zacięta płyta rozczarowywałam się tymi rzeczami, za którymi tak biegłam. Zdarzyło Ci się kiedyś marzyć o podróży w cudowne miejsce, a następnie poczuć totalnie rozczarowanie, będąc już na miejscu? Albo zabiegać o względy osoby, której uczucia czy zainteresowanie oznaczałoby „wszystko”, a następnie nie mieć o czym z tą osobą rozmawiać? Nawet nie chcę liczyć, ile takich rozczarowań sama sobie zafundowałam. To jest ciągła gonitwa do czegoś, co jak odkryłam bardzo niedawno, każdy z nas nosi w sobie.

Jeśli nasza uwaga ciągle jest poza nami, tracimy kontakt sami ze sobą. Życie w dzisiejszych czasach nie sprzyja byciu ze sobą. Jesteśmy nauczeni spełniania oczekiwań wszystkim dookoła. Opiekowanie się sobą uważane jest za egoizm. Tym samym, nasze skupienie wędruje poza nas. Nic więc dziwnego, że większość ludzi ma problem z odpowiedzeniem sobie na proste pytanie takie jak: dlaczego tu jesteś, czego chcesz od życia? Jesteśmy w stanie powiedzieć bez większego problemu, czego oczekują od nas nasi rodzice, bliscy, partnerzy czy dzieci. Potrafimy zaspokajać  ich potrzeby i oczekiwania na zawołanie. Ba, wielu z nas żyje po to, by  sprawiać, aby wszyscy dookoła nich byli zadowoleni. Wiem coś o tym. Mówię do Ciebie z własnego doświadczenia. W takim schemacie można tkwić całe życie. Nie zastanawiając się nad tym, czego ja chcę, co dla mnie jest ważne. Oddajemy swoją moc innym. A coś w nas każdego dnia gaśnie.

Najpierw Ty

Jeśli leciałeś kiedyś samolotem, wiesz doskonale, o co proszony jest każdy pasażer w trakcie instruktażu prowadzonego przed startem. Jeśli nastąpi przymus użycia masek tlenowych, najpierw załóż maskę sobie. Dopiero teraz możesz założyć ją dziecku. Tej zasady nie trzeba nikomu tłumaczyć. Jeśli nie zadbasz o siebie, nie pomożesz nikomu. Człowiek, który nie ma zbudowanej zdrowej relacji ze sobą, nie jest w stanie zbudować jej z innymi. Każdy z nas chce być doceniony, kochany, potrzebny. Pierwotna potrzeba połączenia z innymi, jaką mamy, pcha nas do tego, by dawać innym to, co w nas najlepsze. Nie wolno nam jednak zapominać o sobie. Jak myślisz, skąd czerpiemy naszą siłę, moc, prawdę?

Tak – ty jesteś Prawdą. Jeśli bowiem będziesz jej szukać gdzieś indziej, za każdym razem zostaniesz oszukany. Prawdą jest właśnie ta istota, którą jesteś.

Eckhart Tolle

To, czego szukasz jest w Tobie

Kiedy czytasz książki, słuchasz bajek czy oglądasz filmy, gdzieś podświadomie czujesz na pewno, że bohaterowie tych historii mają w sobie coś wyjątkowego – taką wewnętrzną moc, światło. W filmie „Harry Potter i więzień Azkabanu” jest taka scena, która doskonale obrazuje tę moc. W tej scenie Harry znajduje się w bardzo trudnej sytuacji. Dementorzy (stworzenia bez dusz) próbują wyssać z niego życie. Kiedy już niemal traci ostatni oddech, z lasu wybiega Patronus, czyli magiczny, pozytywny symbol w postaci zwierzęcia, chroniący czarodzieja, który go przywołał. Harry jest pewien, że życie ratuje mu Patronus jego zmarłego taty, którego widzi po drugiej stronie jeziora, a przynajmniej tak mu się w tej chwili wydaje.

Jednak dzięki magicznemu przedmiotowi umożliwiającemu manipulowanie czasem, Harry może spojrzeć na tę mrożącą krew w żyłach sytuację z innej perspektywy. I kiedy widzi z ukrycia sam siebie, walczącego o życie po drugiej stronie jeziora, jest przerażony, ale czeka na pojawienie się swojego taty. Jednak ten się nie zjawia. Wtedy też  dociera do niego, że to nie tata wyczarował Patronusa, który go uratował. To on sam siebie uratował. Ta scena z ekranizacji III tomu opowieści o Harrym Potterze zawsze ogromnie mnie wzrusza, ale też przypomina mi o tym, że każdy z nas ma w sobie to wewnętrzne światło. Choć czasem zdarza się, że niemal o nim zapomnieliśmy… że prawie zgasło.

Jesteś cudem!

Chciałabym Cię zostawić z bajką, która ujrzała światło dzienne dzięki Ewelinie Stępnickiej, choć nie jest ona jej autorką. Tę bajkę po raz pierwszy usłyszałam nie tak dawno temu na kanale YouTube Łukasza Jakóbiaka. Bajka ta wzruszyła mnie tak mocno, że od dnia, kiedy ją usłyszałam, codziennie (naprawdę!) powtarzam sobie jak i moim bliskim, że są cudem.

Nie ma znaczenia jak nazwiemy moc tkwiącą w nas w środku. Możemy mówić, że jest to diament, światło, siła – to tylko słowa. Aby naprawdę odkryć tę moc w sobie, musimy ją poczuć. To pierwszy krok. A następnie musimy pielęgnować ją w sobie. Nie pozwolić, by to, co inni czują i mówią, odebrało nam światło. Meduza mimo fal, sztormów dryfuje w wodzie, emanując dookoła siebie spokojem, harmonią i pewnością. Nie oglądaj się za siebie, nie szukaj szczęścia na zewnątrz, nie oddawaj tego, co najcenniejsze w Tobie, z byle powodu. Nie oddawaj swojej mocy! Wszystko, czego potrzebujesz, masz w sobie. Bądź jak meduza!