Czy zdarza Ci się zapętlać na jakichś niewspierających myślach i wpadać w trudne schematy emocjonalne? Takie, które wywołują cierpienie i dają poczucie, że raczej nigdy, przenigdy się nie skończą? A może masz tendencję do utykania w dialogach z wewnętrznym krytykiem, które utrudniają Ci funkcjonowanie, podejmowanie decyzji i psują nastrój? Znam to.
Bardzo często powtarzam, że nie ma takiej drugiej osoby na świecie, która potrafiłaby sobie tak „dowalić”, jak ja sama. Nie ma drugiego takiego człowieka, który by tyle powiedział w moim kierunku niefajnych, niewspierających słów, które ja sobie przez całe swoje życie potrafiłam powiedzieć. Przeszłam wielką transformację w tym zakresie, ale to jest proces, który ciągle trwa. W dalszej części opowiem Ci, jak do tego doszłam i jak Ty możesz zmienić swoje podejście do siebie.
Schematy myślowe i emocjonalne
Rodząc się, posiadamy 100 miliardów neuronów, które na przestrzeni całego naszego życia łączą się w systemy neuronowe – takie jakby „okablowania” – na podstawie różnych doświadczeń. W pierwszych latach życia nasz mózg działa na falach theta, które są falami podświadomości, i w zasadzie przez pierwsze 6 lat chłoniemy jako prawdę wszystko, co jest nam powiedziane. Krytyczni rodzice mogli mówić do nas: „Ty głupku”, „Jak to zrobiłaś(-łeś)?! Popraw to!” i jako małe dzieci przyjęliśmy to, nie dyskutując z tym, co usłyszeliśmy. Co więcej, nawet nie mieliśmy wtedy możliwości poznawczych, żeby to zrobić, bo nasz mózg jeszcze nie był na tyle rozwinięty. To dłuższy temat i jeśli chcesz dowiedzieć się więcej w kwestii pracy z wewnętrznym dzieckiem, to zachęcam Cię do zajrzenia do wpisu: „Na drodze do domu”.
W psychologii i w rozwoju osobistym bardzo często padają pytania o metody, które skutecznie pozwalają radzić sobie z tymi niewspierającymi myślami, emocjami, reakcjami psychofizycznymi czy somatycznymi. Odpowiedź na to pytanie niestety jest nieco bardziej złożona. Oczywiście, są metody, ale żadna z tych metod nie działa na zasadzie „zrobimy coś raz czy dwa i od razu to przyniesie efekty”. Ostatnio znalazłam taki cytat, który dobrze oddaje ideę: „Dzień, w którym sadzimy ziarno, to nie jest dzień, w którym zjadamy owoc”. Zmiana to proces, który nie ma prawa zadziać się w ciągu dnia, dwóch, trzech, jeżeli przez całe swoje życie albo jego większość tkwiliśmy w jakichś schematach. Nasz mózg jest tak genialny, że jest w stanie nauczyć się na nowo wszystkiego, pod warunkiem, że mamy do niego cierpliwość i potrafimy to zrobić w sposób skuteczny, czyli nie oporem.
Perfekcjonizm, wewnętrzna krytyka i kwiat lotosu
Mam wrażenie, że perfekcjonizm to przekleństwo XXI wieku. Chcemy robić dużo rzeczy, chcemy być najlepsi i bezbłędni, bo to oznacza, że jesteśmy dużo bardziej wartościowi dla innych. Do tego dochodzi jeszcze samokrytyka, czyli takie schematy myślowe, które nam się automatycznie uruchamiają w pewnych momentach i zaczynają pętlę na zasadzie: „Jakbym powiedział(a) coś innego, to może nie zrobił(a)bym z siebie debila/idiotki”. Nie wiem, czy istnieje chociaż jeden człowiek na tym świecie, poza narcyzem czy socjopatą, który nigdy takiego wewnętrznego dialogu ze sobą nie prowadził. A te obszary bardzo dobrze dotyka się właśnie samowspółczuciem i życzliwością, do których przejdę później.
Kwiat lotosu
Kojarzysz taki kwiat, jak lotos? Kwiat lotosu jest symbolem miłości, rozwoju, rozkwitu życiowego, ale w rozumieniu odnajdywania tego, co jest dla nas ważne; tego, co jest nasze. Ten kwiat jest przepiękny, ale zwykle widzimy tylko jego jedną część. Widzimy ten najpiękniejszy fragment, czyli jego kwiat, który sobie pływa po tafli wody. Natomiast nie wiem, czy wiesz, ale kwiat lotosu ma to do siebie, że ma bardzo długą łodygę, której koniec jest osadzony na dnie jeziora czy jakiegoś stawu, niewielkiego akwenu – na błocie.
Okazuje się, że najpiękniejsze kwiaty lotosu wyrastają z największego błota. To metafora pracy z samym sobą, której używa się bardzo często na Dalekim Wschodzie. Mówi, że jeżeli zaakceptujemy, że istnieje to błoto na dnie naszego jeziora, a tym błotem są trudności, jest cierpienie, proza życia; to wszystko, co nie jest fajne, co nie jest okej; że każdy z nas cierpi i ma trudności, to będziemy mogli rozkwitać, jak ten piękny lotos.
Tak naprawdę, jeżeli sobie powiemy: „To błoto tam jest”, nie będziemy udawać, że go tam nie ma, a co więcej, przyjmiemy, że właśnie to błoto w pewnym sensie jest taką żyzną glebą, z której może wyrosnąć piękny kwiat, to tak naprawdę będziemy już w bardzo dobrym miejscu w naszym życiu. Dlatego, że wtedy przestajemy stawiać opór temu, co nas spotyka w życiu, niekoniecznie wspierającego.
Większość ludzi działa tak, że jak się wstydzi, to się wstydzi tego, że się wstydzi; jak próbują być idealni, to bardzo często wkurzają się na siebie, że nie wyszło idealnie, a najczęściej nie wychodzi, bo ideał jest utopią; jak mają wewnętrzny dialog na zasadzie „nawalania” do siebie, to są źli i mają pretensje do siebie, że ten dialog w środku w ogóle się pojawił. Na etapie dostrzeżenia tego metaforycznego błota, jeżeli potrafimy sobie powiedzieć: „No dobra, to się stało, bo tyle lat swojego życia tak do siebie gadam, więc trudno, żeby dzisiaj nagle wydarzył się jakiś cud i żebym tego jednego dnia usłyszał(a) coś innego w swojej głowie”, to dajemy sobie życzliwość i przyjmujemy to, co jest – takim, jakie jest, akceptując to.
Samowspółczucie i życzliwość dla siebie
Dlaczego dostrzeżenie i zaakceptowanie tego błota jest tak istotne? Mamy wszczepiony taki jeden z wzorców kulturowych, który polega na tym, że trzeba dbać o innych, dla innych trzeba wszystko, wszyscy inni wokół muszą mieć, muszą być zaopiekowani, a my jesteśmy na samym końcu, jeśli w ogóle. Często nie dajemy sobie nawet ułamka tej życzliwości i współczucia, które oferujemy innym. Często jest tak, że gdy przychodzi do nas ktoś bliski i jest mu źle, to wychodzimy z siebie, żeby powiedzieć odpowiednie słowa, otulić, pocieszyć i wesprzeć. Wszystko po to, żeby poczuł się zaopiekowany. Natomiast kiedy ta sama dziadowska rzecz wydarza się nam, to działamy zupełnie inaczej. Dlaczego?
Bo jesteśmy bezsilni. To nie jest tak, że urodziliśmy się z nadrzędnym życiowym celem, którym jest dowalanie sobie przy każdej możliwej okazji; myślenie o sobie, jako o kimś beznadziejnym, nie dość dobrym. Nie, my raczej jesteśmy na takim etapie, w którym – ponieważ nie dano nam takiej przestrzeni i nie nauczono nas tego robić – wpadliśmy w schematy. A im dłużej one trwają, tym trudniej jest nam z nich wyjść i tym większa frustracja w nas rośnie, kiedy próbujemy i nie wychodzi.
Kiedy zaczniesz powtarzać schemat inaczej, zaczniesz go zmieniać, to on powoli, i to jest ważne – cierpliwość, zacznie działać w taki sposób. Oczywiście nie pozbędziesz się negatywnych reakcji, trudnych emocji i niewspierających myśli. Nie ma szans, nie ma takiego człowieka na tej ziemi, który by tego nie miał. Jednak to, co możesz zrobić, to przetransformować ten swój sposób pracy z tymi rzeczami. Zacznij te schematy świadomie zauważać, przyjmować i akceptować, nie stawiając im oporu. Im bardziej czemuś stawiamy opór i mówimy: „Nie, nie, nie, nie, tego nie ma, bo to jest niefajne, przecież jest niefajnie płakać, niefajnie się wkurzać, niefajnie jest być złym”, tym bardziej te emocje rosną; puchną, jak balon. A im bardziej mówimy „OK, to jest, czuję to; wiem, dlaczego przyszło”, tym bardziej z tego balonu wypuszczamy powietrze.
To jest bardzo ważny punkt wyjścia do tego, czym jest życzliwość dla siebie i współczucie. Jeżeli dzisiaj karmisz swojego wewnętrznego krytyka, swojego perfekcjonistę lub swój wstyd, to on rośnie i tym bardziej się utrwala. I to się nie zmieni samo, musisz sobie dać na to przestrzeń, a tą przestrzeń umożliwia danie sobie życzliwości i samowspółczucia.
Współczucie jest jedną z najpiękniejszych rzeczy, która pojawia się we wszystkich monoteistycznych religiach na tym świecie. I to współczucie tak naprawdę to jest nic innego, jak zauważenie tego, że cierpienie jest naturalnym elementem naszego życia. Cierpienie łączy wszystkich ludzi, w różny sposób. Każdy z nas przeżywa bolesne sytuacje. To nie jest tak, że tylko nas to spotyka i że jesteśmy w tym wyjątkowo osamotnieni. Zauważenie tego, zrozumienie i zaakceptowanie jest kluczowe. Żeby zminimalizować to cierpienie w naszym życiu, musimy je najpierw dostrzec i przestać stawiać mu opór. Współczucie i życzliwość dla siebie służą przyzwoleniu sobie na zaakceptowanie tego, co nie jest OK, i powiedzenie, że to w nas jest i będzie oraz byciu wtedy dla siebie dobrą/dobrym.
Zmiana wymaga czasu
Mam nadzieję, że to ziarno życzliwości i samowspółczucia zostało w Tobie zasiane. Zmiana swoich schematów emocjonalnych i zachowań bywa trudna, ale jest procesem. Nie łatwo zmienić coś, co przyszło z nami do dorosłego życia z dzieciństwa i co utrwalaliśmy przez wiele lat, ale to proces. Wiem, że praktykowanie tego jest trudne. Zwłaszcza w środowisku, w którym wymaga się od nas, żebyśmy nie pokazywali emocji, byli silni, żebyśmy zagryźli zęby i parli naprzód. Kłopot jest taki, że robimy sobie wtedy jeszcze większą krzywdę – unieszczęśliwiamy siebie, ignorując własne potrzeby i nie zauważając tego, co jest dla nas ważne i żywe. Często nie dla siebie, ale dla innych. Zastanów się więc, czego Ty chcesz i potrzebujesz, i pamiętaj, że bez błota nie ma lotosu.
Jeśli potrzebujesz wsparcia w tej trudnej drodze zapraszam Cię serdecznie na moje szkolenie „Umysł ponad emocjami. Przekonania kompasem w życiu” , gdzie skupiam się na praktyce i pracy warsztatowej.